Rano szybkie śniadanie na spacerniaku i o 10.00 byliśmy już w drodze do Sztokholmu. 60km jest pomiędzy tymi miastami i cały czas autostrada, więc nie szalejąc o 10.45 zaparkowaliśmy już w centrum miasta. Po drodze jeszcze się trochę pogubiliśmy bo GPS nie uwzględnił, że jedna droga jest zamknięta z powodu robót drogowych. No ale skąd miał wiedzieć. Po zaparkowaniu Dłubkolota należało zapłacić za parking. I tu się pojawił problem bo nie mieliśmy drobnych a nasze karty jakoś nie chciały działać. Ciekawe czy to przez mróz czy brak środków na koncie. Udało nam się rozmienić ostatnie 50 koron na drobniaki i wrzuciliśmy wszystko do maszyny. Parking na 15 minut kosztuje 10 koron szwedzkich. No ale trudno. Jakoś to przeboleliśmy. Stracilibyśmy dużo czasu jak byśmy pojechali na obrzeża miasta i tam zostawili Dłubkolota a wtedy jeszcze nie mieliśmy mapy miasta, więc woleliśmy stracić trochę koron. Parking wzięliśmy jakoś do 13.00 Za ten czas udało nam się w końcu wymienić pieniądze i znaleźliśmy informację turystyczną. Ja chciałem iść do Muzeum Sztuki Nowoczesnej no ale w Poniedziałki jest zamknięte. Z pośród 74 atrakcji Sztokholmu do zwiedzania nasz wybór padł na Nordiska Museum przy którym notabene stał nasz Dłubkolot. Wrzuciliśmy jeszcze koron do 14.30 i poszliśmy zwiedzać. Jest to muzeum, w którym mieszczą się eksponaty pokazujące jak żyli Szwedzi od zarania dziejów do czasów obecnych. Jednym zdaniem mówiąc Muzeum IKEA. Z najfajniejszych rzeczy do oglądania to był strop budynku. Chociaż muszę się przyznać że jedna wystawa mi się podobała. Były pokazane pokoje typowej rodziny szwedzkiej z lat trzydziestych, pięćdziesiątych, siedemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Fajnie to się zmieniało. No i jeszcze jedna rzecz była fajna. Żeby nie łazić tak bez celu po muzeum dostaliśmy słuchawki z takim małym czymś. Gdy podchodziło się do jakiejś wystawy, naciskało się guzik przy czujniku i w słuchawkach lektor opowiadał co dana wystawa przedstawia. No dobra jeszcze jedna wystawa była fajna a mianowicie ręcznie robione stare krzesła. Okazuje się, że w kulturze ludzi zamieszkujących północ Skandynawii (chyba Samów jak dobrze pamiętam) w domu było tylko jedno krzesło. Było zarezerwowane tylko dla gospodarza domu. Dlatego był to majstersztyk a ten kto na nim zasiadał czół się jak król. O 14.00 staraliśmy się już przebić przez miasto gdyż musieliśmy dojechać do Malmo (ponad 600km). Trochę pobłądziliśmy na trzypoziomowych węzłach, w kilkukilometrowych tunelach ale jakoś udało nam się dotrzeć na wylotówkę. Gdzieś w połowie drogi zatrzymaliśmy się w Mc na ucztę. W końcu jakieś przystępne ceny no i coli można dolewać ile się chce. Zamówiliśmy se zestaw co by kubek na colę był, żeby se na drogę wziąć ale. Pan sprzątający wykorzystał chwilę nieuwagi Przemka gdy ten poszedł do toalety i sprzątnął mu kubek. Ale mieliśmy z niego ubaw. Co najlepsze gdy Przemek już był to gościu już w ogóle się nie pojawił żeby sprzątnąć nasze odpadki. No nic zostały nam dwa kubki na trzech. Dolaliśmy coli z czubkiem i pojechaliśmy dalej. Połowę drogi praktycznie cały czas padał śnieg. Był to dopiero pierwszy padający śnieg podczas naszej podróży. Do Malmo dotarliśmy o 23.00.
Koszta
Muzeum - 80 koron
Cheeseburger - 10 koron
Zestaw BigBurger, cola i frytki - 56 koron
Wspólny obiad w gronie przyjaciół – bezcenny
Pozdrowienia dla A. M. O. P. W.