Na śniadanie zjawiliśmy się o 9.30. Cóż może być w Szwecji na śniadanie. Szwedzki stół. O 11.00 pojechaliśmy do centrum Kirusy. Miasto zupełnie przemysłowe. Z jednej strony miasta usypana jest wielka hałda ziemi a obok fabryka z wielkimi kominami. Ale najlepsze jest to, że dziś sobota i wszystkie banki są zamknięte a my nie mamy koron. Ale nic to, coś wykombinujemy. Jedyna ciekawa rzecz w tym mieście to widok wschodzącego słońca o godzinie 11.30. Chyba jest bardzo zimno bo chwilę nas nie było w samochodzie i od razu mróz siadł na szybach Dłubkolota. Jak się później okazało -20. Wsiedliśmy do do wehikułu i pojechaliśmy do lodowego hotelu. Ów hotel oddalony jest od Kiruny o jakieś 10km. Na terenie hotelu znajduje się kaplica, bar i oczywiście pokoje, w których można przenocować. Wiele par przyjeżdża tam żeby wziąć ślub. Z tego co pamiętam to chyba Michał Wiśniewski się tam chajtał z Mandaryną. Pani przewodnik mówiła, że cała ceremonia trwa ok. 15 minut. Ich małżeństwo w sumie też długo nie trwało no ale to nie jest wina hotelu. Przyjechała tam też kiedyś taka parka, która brała ślub w Tajlandii (+25 stopni) a na noc poślubną przyjechali do tego hotelu gdzie na zewnątrz było -25 stopni. Najdłużej nocy bo aż 5 wytrzymali jacyś kolesie z Egiptu parę lat temu. Pierwsze wrażenie Przemka było takie, że to nie lód tylko pleksa. Hotel jest podzielony na dwie części. Na pokoje normalne każde takie same z łóżkiem, dwoma fotelami i stolikiem i pokoje artystyczne, które były różnorakie. Każdy był inny, gdyż był zaprojektowany przez różnych artystów. Co roku hotel wygląda inaczej. Ogłaszany jest konkurs na zaprojektowanie pokojów więc każdy może brać udział. Nocleg w takim hotelu kosztuje od 1500 koron szwedzkich a średnia temperatura w środku wynosi -5 stopni. Koszt zobaczenia lodu na lodzie jedyne 295 koron. Ale warto. Naprawdę warto.
O 14.00 wyjechaliśmy w stronę Umea. Przed nami zachodzące słońce. Widok przepiękny. Aż można co chwilę się zatrzymywać i cykać zdjęcia. Przy drodze napotkaliśmy renifery. Pewnie też podziwiają widoki. Zrobiłem im sesję zdjęciową i pojechaliśmy dalej. Jadąc tak sobie na Południe zatrzymaliśmy się na stacji żeby napoić Dłubkolota. Nie umieliśmy zatankować bo te dystrybutory jakieś dziwne. Trza jakiś guzik nacisnąć. Jakoś daliśmy radę. Ceny szwedzkie są rewelacyjne. Baton Mars 11 koron (1,1Euro), Litr Coli 26 koron. Obeszłem się smakiem i pojechaliśmy dalej. A litr 95 kosztował 13,28 koron (jak się później okaże prawie o koronę więcej no ale to północ Szwecji). Odjeżdżając zachciało mi się czekolady. Leżała przy hamulcu ręcznym i o dziwo się roztopiła. No to co tu robić?? Za wycieraczkę z przodu i do przodu. Po paru kilometrach był już dobra. A tak nawiasem myśląc to ciekawe czy w tym hotelu mieli lodówki??.
Pozdrowienia dla A. M. O. P. W.